Pobiedziskie kremówki

KREMOWKI4

W poniedziałek przypada 100 rocznica urodzin Jana Pawła II. Z tej okazji chcemy przypomnieć sylwetkę naszego wielkiego rodaka. 

W pamięci milionów Polaków pozostały słowa Jana Pawła II wypowiedziane, 16 czerwca 1999 roku na Rynku w Wadowicach: „(…) A tam była cukiernia. Po maturze chodziliśmy na kremówki. Że myśmy to wszystko wytrzymali, te kremówki po maturze”.

Podobno Karol Wojtyła założył się z kolegą o to, kto zje więcej kremówek. Są przekazy, z których można się dowiedzieć, że zjadł ich dwanaście, ale są i takie, gdzie mowa jest o osiemnastu spałaszowanych ciastkach.Łasuchom nieco, na ostudzenie apetytu można powiedzieć, że 120 gramowe ciastko ma około 295 kcal. Czy to dużo? Żeby spalić tyle kalorii, trzeba przebiec 5 kilometrów, albo pływać przez pół godziny.

Pobiedziska też mają swoje kremówki, choć w Wielkopolsce częściej nazywane są napoleonkami. Są one w tym roku szczególne.

– Wyjąłem ze swojego archiwum najstarszą, siedemdziesięcioletnią recepturę. Dostałem ten przepis od ojca – mówi Jacek Grzeczka.

Zdaniem cukiernika napoleonka to ciasto trudne do wykonania.

– Nie wystarczy zagnieść mąkę z tłuszczem. Ciasto musi odpocząć w chłodnym pomieszczeniu, w lodówce. Następnie formuje się je w kwadrat, wałkuje i składa. Między wałkowaniami, na kolejnych warstwach ciasta należy ułożyć listki masła i znów trzeba wałkować. Powtarza się to przynajmniej cztery razy – opowiada cukiernik

Drugim etapem jest przygotowanie kremu. Dobre cukiernie same gotują budyń, nie korzystają z tak zwanych „kupnych”.

– Kiedy budyń jest gotowy, trzeba dodać masła. Kręcenie masy wymaga dużego wyczucia, spokoju – dodaje Jacek Grzeczka. To oczywiście nie koniec. Ciasto francuskie jest kruche, żeby je pokroić trzeba mieć naprawdę ostry nóż.

 

Pobiedziski cukiernik, brał udział w spotkaniach z Janem Pawłem II.

– Uczestniczyłem w spotkaniu z Janem Pawłem II na poznańskich Łęgach. Pamiętam, że jechaliśmy z Pobiedzisk do Poznania na rowerach. Wyruszyliśmy o 4 nad ranem. Grupa, którą prowadził ksiądz z Węglewa liczyła dwadzieścia osób. W Poznaniu rowery zostawiliśmy przy kościele na Rynku Wildeckim, u tamtejszego księdza. Samo spotkanie z Janem Pawłem II było ogromnym przeżyciem. Na Łęgi mógł wejść tylko ten, kto miał odpowiednią przepustkę – wspomina Jacek Grzeczka.

 

CZYTAJ: http://www.pobiedziska.pl/jan-pawel-ii-papiez-walczacy-slowem/