Rozmowa z Marią Leśniewską, mieszkanką Pobiedzisk zajmującą się rękodziełem
Wigilia już jutro. Czym jest dla Pani czas Świąt Bożego Narodzenia?
Maria Leśniewska: Dla mnie jest to święto rodzinne. Moje dzieci, a mam ich czworo rozjechały się po świecie. W ciągu roku brakuje czasu na to, by się spotkać, by wszyscy usiedli przy stole. Jednak na Boże Narodzenie dzieci przyjeżdżają do domu. Wtedy najważniejsza jest Wigilia i Pasterka. Do Wigilii zasiada piętnaście osób. Jestem szczęśliwa, widząc, że radzą sobie w życiu.
Przygotowanie tej najważniejszej w roku kolacji dla tylu osób jest prawdziwym wyzwaniem. Sama Pani wszystko robi?
Maria Leśniewska: Rzeczywiście pracy jest dużo, dlatego pierogi lepię od początku grudnia. Te z kapustą i grzybami robię na swój sposób, czyli ze słodką, a niekwaszoną kapustą. Przyprawiam ją za to pikantnie. W ostatnich latach rozdzielałam pracę przy lepieniu pierogów. Chętnie pomagały mi wnuczki i synowa.
Kolejną potrawą, jaką przygotowuję jest ryba. Karpia przyrządzam raz w roku, bo nie cieszy się dużym zainteresowaniem moich domowników. A na święta robię te dania, które i mąż, i dzieci, i mama lubią.
Przygotowuję też pięć litrów zupy grzybowej, bo po nią wszyscy sięgają i to nie tylko w Wigilię, ale i w kolejne świąteczne dni. Obowiązkowo też robię uszka z grzybami.
Specjalnie dla męża szykuję kapustę kwaszoną z fasolą oraz fasolkę polewaną masłem.
Na deser są makiełki, czyli makaron z makiem, miodem, rodzynkami, orzechami. A jeśli chodzi kompot, to nie jesteśmy tradycjonalistami. Nie robię go z suszu, ponieważ nam nie smakuje. Jest, więc kompot z innych owoców.
Dla dzieci symbolem Świąt Bożego Narodzenia jest choinka. Jej pojawienie się w domu pachnącej, zielonej jest zapowiedzią czegoś magicznego. Lubi Pani ten moment?
Maria Leśniewska: W tej kwestii pewnie wiele osób zaskoczę, ale od lat mamy w domu sztuczną choinkę, ale to ze względów praktycznych. Jednak stroiki na stoły robię z pachnącego świerku.
Ozdoby, które wieszam na choince robię własnoręcznie. Jedne wykonane są szydełkiem, inne metodą decoupagu, a jeszcze inne są najzwyczajniej uszyte.
Zaczęłam je robić z potrzeby chwili. Kiedy dzieci były małe, w sklepach trudno było o ładne ubrania, szyłam je, więc sama. Z resztek materiałów robiłam różne ozdóbki. Ponieważ moja mama robiła na szydełku i haftowała, ja też za to się wzięłam. Tak powstały małe lalki, dzwonki na choinkę. Kolejne lata minęły pod znakiem bombek wykonywanych z tego, co było dostępne. Takie rękodzieło XX wieku.
Teraz maluję ikony. To moja najnowsza pasja. Z innymi mieszkankami gminy Pobiedziska, wyjeżdżałyśmy kilka razy na warsztaty malowania ikon. I zapewniam, że nie trzeba do tego specjalnych talentów.
Dziękuję za rozmowę i życzę, by najbliższe Święta były dla Pani i całej rodziny niczym te z kolędy:
„Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem.”
Rozmawiał: Robert Domżał